Epidemia koronawirusa pojawiła się w mediach nieco ponad miesiąc temu. Temat tajemniczego wirusa, znanego też pod nazwą COVID-19, od tego czasu nie schodzi z nagłówków. Kilkadziesiąt milionów Chińczyków zostało poddanych kwarantannie, liczba chorych zbliża się do 100 tys. osób, liczba ofiar przekroczyła 2 tys, osób. Koronawirus pojawia się w kolejnych częściach świata (Iran, Korea, Włochy…).
Reakcja rynków finansowych jest zaskakująco spokojna.Pojawia się pytanie, czy koronawirus może się okazać „Czarnym łabędziem„, który uderzy w światową gospodarkę i rynki finansowe.
Jak reagują rynki finansowe na koronawirusa?
Po krótkim spadku notowań indeks S&P500 bije kolejne historyczne rekordy notowań. Po niewielkim spadku w ostatniej dekadzie stycznia światowe giełdy szybko przeszły do ofensywy i rekord wszechczasów (ATH – All-Time-High) dla S&P500 został w lutym poprawiony siedmiokrotnie (!).
O samym wirusie wiadomo niewiele. Nieznane są również rzeczywiste rozmiary epidemii w Chinach, gdzie skala zastosowanych środków nie pasuje do podawanych efektów epidemii (liczba chorych i ofiar). Wydaje się być prawdopodobne, że władze chińskie chcą uniknąć paniki i podają zaniżone liczby dotyczące zachorowań. Wirus pojawia się jednak w kolejnych częściach świata, choć na razie większość zachorowań miała miejsce w Chinach.
Wydaje mi się jednak, że rynek finansowy zdecydowanie nie docenia efektów koronawirusa. Na razie potraktował je jak jeden ze elementów szumu informacyjnego, czyli wydarzeń którymi rynki emocjonują się przez kilka dni, a po kilku tygodniach nikt o nich już nie pamięta.
Skutki gospodarcze koronawirusa mogą być jednak odczuwalne w wielu obszarach i mieć długofalowy charakter.
Koronawirus – uderzenie w globalny popyt
Współczesna gospodarka opiera się na popycie indywidualnych konsumentów. Ten z kolei opiera się na ich optymizmie i na wierze w pomyślną przyszłość. Sytuacja, kiedy konsumenci ograniczają swoją aktywność życiową i zostają z powodu epidemii wirusa w domach może się okazać bardzo niebezpieczna dla gospodarki. Efektem będzie dużo mniejsza konsumpcja, spadek obrotów i zysków firm. Prawdopodobne będą problemy z obsługą zadłużenia, od którego w świecie ultra-niskich stóp procentowych przedsiębiorstwa nie stroniły.
Ci, którzy na tym stracą bezpośrednio są łatwi do wskazania – kina, galerie handlowe i handel detaliczny z pewnością zanotują spadek obrotów. Mocno ucierpi branża lotnicza i turystyczna. Kolejne elementy tego domina to już właściwie cała reszta gospodarki – czyli producenci dóbr, zarówno konsumenckich jak i inwestycyjnych, oraz dostawcy różnego rodzaju usług.
Koronawirus – uderzenie w globalną podaż
Serwisy ekonomiczne odmieniają przez wszystkie przypadki hasło „global supply chain„, czyli globalny łańcuch dostaw. Dzisiejsza gospodarka to bardo złożona sieć relacji. Chiny to „fabryka świata”, więc zamknięcie na długie tygodnie wielkiej prowincji Hubei (prawie 60 mln mieszkańców), w której znajduje się miasto Wuhan, już powoduje problemy. Fabryki wstrzymały produkcję, na czym cierpią ich odbiorcy. Są to zarówno przedsiębiorstwa produkujące w Chinach swoje produkty jak i te, które nabywają tam różnego rodzaju podzespoły i półprodukty. Problemy z kontynuacją produkcji w dobie logistyki „Just-In-Time” szybko przenoszą się w inne części świata
Patrząc na to wszystko można dojść do wniosku, że skutkiem gospodarczym epidemii koronawirusa będą również globalne zaburzenia w dostawach wielu produktów i towarów. Dotyczy to zarówno wyrobów firm chińskich, jak i takich, które mają fabryki w Chinach lub mają chińskich dostawców. Czyli w praktyce – dotyczy to zdecydowanej większości światowych firm. Pojawiają się już informacje o przewidywanych przestojach fabryk (nie tylko w samych Chinach) oraz problemach w dostawach produktów (np. Apple).
Koronawirus – kto może zyskać?
Nawet w najgorszych okolicznościach są na giełdzie firmy, które mogą w takich okolicznościach zyskać. Tak było też i tym razem. Rynki finansowe ekscytowały się np. wzrostem cen akcji japońskiego producenta masek ochronnych. Lista potencjalnych wygranych jest jednak dłuższa.
Korzyści mogą odnosić takie firmy, które będą zarabiać w sytuacji, kiedy ludzie będą spędzać więcej czasu w domach. Mogą to być np. producenci gier komputerowych lub np. firmy mediowe. Patrząc na notowania CDPROJEKT-u lub spółek z tzw. „gamedevu” widać, że ten scenariusz się potwierdza.
W dłuższym terminie ewentualne spowolnienie gospodarcze może jednak uderzyć również w popyt na tego rodzaju produkty. Dodatkowym efektem może być spadek cen surowców, co nie pomoże gospodarkom krajów mniej rozwiniętych.
Epidemia koronawirusa i rynki finansowe
Patrząc na potencjalny wpływ na realną gospodarkę, reakcja rynków finansowych jest naprawdę zaskakująca. U mnie dominuje zdziwienie, że reakcja rynku finansowego była tak bardzo powierzchowna. Odczytuję to jednak jako zachowanie typowe dla końcowej fazy hossy rynkowej, kiedy negatywne informacje są często ignorowane. Pozytywne informacje wywołują z kolei euforię dużo większą niż wynika z ich realnego znaczenia. Problemem w ocenie sytuacji jest fakt, że hossa na globalnych rynkach finansowych trwa już 10 lat. Powodów, dla których hossa w USA miałaby się już zakończyć było w poprzednich latach dziesiątki.
Nie pisałem o najważniejszym skutku koronawirusa, czyli o samych zachorowaniach. Mam nadzieję, że epidemia jednak zostanie powstrzymana i wirus do Polski nie dotrze. Tego życzę sobie i wszystkim czytelnikom.
Patrząc na efekty gospodarcze, zarówno te już widoczne jak i te potencjalne, sytuacja wygląda poważnie. Moje nastawienie w odniesieniu do rynków finansowych i gospodarczych jest pesymistyczne.
Jeśli epidemia koronawirusa będzie się rozwijać w takim tempie, trudno wskazać co może przyjść gospodarce z odsieczą. Banki centralne sprowadziły stopy procentowe do rekordowo niskich poziomów, ale ten mechanizm stymulowania popytu nie okazał się zbyt efektywny (szczególnie w Europie). Osłabienie gospodarcze Chin czy spadek cen ropy i innych surowców otwiera również drogę do wielu scenariuszy geopolitycznych.
Dzisiaj pierwsza niedziela wolna od handlu, więc zamiast spędzać czas na spacerach w galeriach handlowych musiałem znaleźć jakiś inny sposób na spędzenie tego dnia. Zdecydowałem się poświęcić ten czas na krótki wpis dotyczący zakazu handlu w niedzielę. Ze spędzaniem przeze mnie każdego weekendu na zakupach to oczywiście żart. Ja raczej trzymam się z daleka od galerii handlowych, ale nie da się ukryć, że jest to (a w zasadzie był) jeden z ulubionych sposobów spędzania Polaków.
Zakaz handlu – argumenty za i przeciw
Wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę było szeroko dyskutowane i wzbudza ogromne kontrowersje. Warto zwrócić uwagę na podstawową kwestię. Jest oczywiste, że w niedzielę i święta zawsze ktoś będzie musiał pracować. Jednocześnie niedziela jest zarówno w ustawach, jak i w zwyczaju dniem wolnym od pracy. Kluczowe pytanie, to jak bardzo państwo powinno ingerować w tą sferę życia i gospodarki. Na to już każdy sam musi sobie odpowiedzieć, Argumenty mogą mieć zarówno charakter praktyczny, jak też ideologiczny.
Większość z głosów w tej „dyskusji” ma jednak charakter „polityczny”, często z mniejszą lub większą nutką absurdu. Z jednej strony możemy przeczytać o tłumach szczęśliwych obywateli na spacerach w parkach. Z drugiej strony mnożą się doniesienia niemalże o katastrofie humanitarnej z powodu braku możliwości zakupienia świeżych bułek i jajek na niedzielne śniadanie.
Warto przypomnieć sobie, jak wyglądały święta jeszcze kilka lat temu (przed 2007 rokiem). Niektóre supermarkety były otwarte we wszystkie dni świąteczne, łącznie ze światami Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy. Tak wyglądała sytuacja, kiedy kwestia handlu w niedzielę i święta została pozostawiona całkowicie „niewidzialnej ręce rynku”.
Zakaz handlu – jak to wygląda w Europie?
Wprowadzając zakaz handlu w niedzielę Polska dołączyła do grona 3 krajów w Europie, w których taki zakaz funkcjonuje (Niemcy, Szwajcaria i Austria). W kilku kolejnych krajach panują częściowe ograniczenia dla handlu w niedzielę i święta (Grecja, Luksemburg, Belgia, Francja, Norwegia, Holandia i Wielka Brytania). W pozostałych krajach Europy ta kwestia nie została uregulowana ustawowo.
Jak widać – zakaz handlu w niedzielę i święta jest raczej wyjątkiem od reguły, ale trzeba zwrócić uwagę, że funkcjonuje on w najsilniejszej europejskiej gospodarce, czyli w Niemczech. Nie jest więc kluczowy czynnik decydujący o długoterminowym potencjale polskiej gospodarki.
Zakaz handlu – czy to dobry czas na jego wprowadzenie?
Zakładając, że zakaz handlu w niedzielę rzeczywiście zmniejszy zatrudnienie, trudno sobie wyobrazić lepszy termin na jego wprowadzenie. Wystarczy spojrzeć na poniższy wykres, przygotowany przez ekonomistów mBanku.
Bezrobocie jest na rekordowym niskim poziomie a brak rąk do pracy jest jedną z najczęściej wskazywanych przez przedsiębiorstwa barier w rozwoju biznesu. Paradoksalnie, jeśli zakaz handlu w niedzielę zmniejszy trochę presję płacową na rynku pracy, może to nawet pomóc polskim przedsiębiorcom.
Zakaz handlu – jak wpłynie na sytuację przedsiębiorstw?
Czy zakaz handlu jest w stanie zmniejszyć przychody firm? To bardzo ciekawe pytanie – według raportów firm doradczych zamknięcie części sklepów ma istotnie ograniczyć sprzedaż w centrach handlowych, ograniczyć przychody i zyski firm oraz zwiększyć bezrobocie.
Zdrowy rozsądek jednak podpowiada, że wielkość wydatków w skali miesiąca czy roku nie jest związana dostępnością sklepów przez 6 albo 7 dni w tygodniu. Bo czy zamknięcie sklepów spowoduje, że Polacy będą mniej jedli i wydatki na żywność spadną? Albo że będą potrzebowali mniejszej ilości ubrań czy butów? Wydaje się, że kluczowa jest raczej wysokość dochodu rozporządzalnego niż to, czy można zrobić zakupy w niedzielę.
A gdyby faktycznie łączne wydatki Polaków na konsumpcję spadły? Być może jest tak, że duża część zakupów to produkty, których w ogóle nie potrzebujemy. Zarówno w skali makro (gospodarka) jak i w skali mikro (gospodarstwo domowe) byłoby to w zasadzie pozytywne zjawisko. Pieniądze, które nie zostaną wydane na zakupy zwiększyłyby oszczędności Polaków, co długoterminowo przysłużyłoby się gospodarce. Oczywiście ewentualny spadek konsumpcji mógłby zachwiać strukturą wzrostu PKB, ale aktualna sytuacja gospdarcza takiej zamianie raczej sprzyja. Warto przypomnieć, że stopa oszczędzania gospodarstw domowych jest w Polsce cały czas bardzo niska.
Nie ma wątpliwości, że jedni przedsiębiorcy na zakazie handlu mogą stracić (centra handlowe, sieci supermarketów i dyskontów), a z kolei zyskają inni (stacje paliw, drobni przedsiębiorcy, sklepy internetowe oraz wszyscy ci, który będą potrafili w kreatywny sposób ominąć zakaz). Realnym problemem jest handel w rejonach przygranicznych. Zamknięcie marketów w niedzielę zapewne zmniejszy zakupy ze strony cudzoziemców wykorzystujących różnice w cenach produktów pomiędzy Polską i naszymi sąsiadami.
Nie należy jednak oczekiwać, żeby zakaz handlu w niedziele zmienił w istotny sposób strukturę polskiej gospodarki.
Zakaz handlu – doświadczenia z Węgier
Warto przywołać przykład doświadczeń spółki CCC na rynku węgierskim, gdzie analogiczny zakaz został wprowadzony w 2015, ale po kilkunastu miesiącach został jednak zniesiony. Podczas jednej z prezentacji dla inwestorów prezes zarządu CCC, Dariusz Miłek, opowiadał, jak wprowadzenie zakazu handlu na Węgrzech wpłynęło na wyniki tamtejszego oddziału spółki:
„Przerobiliśmy to na Węgrzech. Co się stanie, jak taki zakaz będzie w Polsce? Spadną mi koszty pracownicze o 20 proc., a konsumenci zamiast kupować u mnie w niedzielę, kupią w pozostałe dni tygodnia albo w internecie. Widzę wręcz oszczędności w takim rozwiązaniu.”
W dyskusji publicznej na temat padało bardzo dużo argumentów odwołujących się do emocji albo do interesów organizacji je przedstawiających. Bardzo niewiele głosów w dyskusji bazowało na faktach.
Na pewno warto obserwować, jak zakaz handlu będzie wpływał na wyniki poszczególnych spółek.
Polak potrafi, czyli jak omijać zakaz handlu?
W ramach dyskusji nad zakazem handlu odbyła się szczegółowa na dyskusja na temat tego, co właściwie oznaczają słowa „zakaz”, „handel” i „niedziela”. W efekcie tych prac mamy ustawę, która od wprowadza ponad 30 wyjątków od ogólnej zasady zakazu handlu w niedzielę,a jej wprowadzenie zaowocowało licznymi absurdami. Kilka przykładów poniżej:
otwarcie sklepu mięsnego na stacji benzynowej (Lotos)
jedyne dyskonty i markety otwarte w niedzielę to te, które mieszczą się w galeriach handlowych dobudowanych do dworców kolejowych (np. Kraków)
zdarzają się placówki, w których otwarta jest część apteczna, a część drogeryjna jest niedostępna dla klientów (sieć Superpharm).
pojawiały się pomysły aby w niedzielę otwierać sklepy w galerach handlowych, ale by pełniły one jedynie funkcję pokazową (showroom), a same zakupy nie były możliwe.
wydłużanie godzin handlu do północy w sobotę i rozpoczynanie pracy zaraz po północy w niedzielę w niektórych sieciach handlowych (Biedronka).
Jak na razie Polacy zdecydowanie zdali kolejny egzamin z kreatywności i w najbliższych miesiącach zapewne będziemy informowani o kolejnych pomysłach na obejście nowej ustawy. Autor kultowego filmu Miś, Stanisław Bareja, niewątpliwie patrzyłby na tego rodzaju pomysły z zaciekawieniem.
Zakaz handlu – co dalej?
W kolejnych latach zakaz będzie obejmował coraz więcej weekendów, aż do 2020 roku, kiedy wszystkie niedziele będą wolne od handlu. Warto śledzić jak ta zmiana będzie wpływała na sytuację poszczególnych branż oraz na wielkości makroekonomiczne. Temat będzie również stałym elementem dyskusji politycznej.
Jeśli ktoś chce się podzielić opinią na temat handlu w niedzielę lub podzielić swoimi wspomnieniami, w jaki sposób przetrwał ten dzień – zapraszam do komentarzy.